Ostateczne rozwiązanie kwestii smoleńskiej Ostateczne rozwiązanie kwestii smoleńskiej
1895
BLOG

"Odchodzimy". Od kursu na Prawdę.

Ostateczne rozwiązanie kwestii smoleńskiej Ostateczne rozwiązanie kwestii smoleńskiej Polityka Obserwuj notkę 12


Wszystkiego nie przewidzisz...

Oczywiście, że dostałem go w formie ustnej...
I odpowiedni budżet. I sporą swobodę. Cóż więcej chcieć?

Mapa lotniska z przesunięciem współrzędnych to był pikuś. W razie czego: przysłowiowy ruski bałagan.
Prognoza pogody zapowiadała się dość obiecująco. Sprawdziłem, czy można aurze jakoś pomóc. Można było...
Mobilna NDB z markerem oraz APM'y? To akurat była czysta formalność.

Rano kontrolerom odrobinę przekalibrowano radar. Betka.
Po cóż im się mają ręce trząść? Maglowani będą, więc lepiej dla nich. I nie tylko.

NDB zajęła właściwą pozycję. Pierwszy nadleciał JAK. Mały samolot - to jakoś sobie poradził. Z naszym IŁ-em było już znacznie gorzej. Ale i on nie pokrzyżował planów.

Więc mieliśmy System sprawdzony empirycznie. Czas na cofnięcie APMów.
System został domknięty.


Nadlatywał. Oczywiście nieco zadbano, by nadlatywał...

Wypadało dać odpocząć prawdziwej NDB. Do dziś nie wiem, po co Energetyka wystawiała jakiś glejt dotyczący awarii.

Cóż, wszystkiego nie przewidzisz... Ech, żeby to było jedynie to...
Na przykład pilot. Wyciągnął maszynę dużo dalej niż było w planie.

Wiedzieliśmy już, że dostaniemy ekstra minuty, z dziesięć, na... hmmm... Na wprowadzenie niezbędnych korekt.

I być może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby nie ten smarkacz.
Z nagraniem stanowczo przesadził.

Oczywiście, zrobiliśmy burzę mózgów. Oczywiście, uruchomiliśmy Agenturę we wszystkich mediach. Oczywiście, ubraliśmy się "na cebulkę"...

Po pierwsze: Wina pilotów i gęsta mgła to jak truizm.
Po drugie: Awaria sprzętu na wieży lub wina kontrolerów jako kolejny stopień zabezpieczeń (kontrolerzy nie mieli pewnie specjalnych złudzeń...)
Po trzecie: Awaria sprzętu, traktowana jako ostateczność. Z racji odszkodowań. W sumie to trochę dziwne. Na samej umowie gazowej mieliśmy przody. Można było z nich spory kawałek odpalić...

Oczywiście, że dograliśmy na skrzynkę parę fałszywych tropów.

Tak! Dograliśmy to sławne: "Odchodzimy".
Nawet dwa razy!
Wiadomo. Nie mogło być za wyraźnie...

I podziałało!
Podziałało koncertowo - jak w tej ich powieści: "Pan Samochodzik i Templariusze", w której to kolejni śmiałkowie czytali nad studnią informację "9 metrów", a włazili jak ćmy w pierwszy tunel, jaki napotkali. Zupełnie nie sprawdzając, na jakiej znajduje się wysokości. I każdy kolejny śmiałek w specyficzny sposób dowiadywał się, że nie jest tu pierwszy...


Niestety, pojawiło się kilku przebiegłych typków na jakimś dziwacznym portalu. Z perspektywy widać, że trzeba go było od razu wykupić. Nie zrobiliśmy tego. Nasz błąd. A przecież większość Paliaczków - nie doceniła nas.

My - ich.

Cóż, wszystkiego nie przewidzisz...

Odi profanum vulgus et arceo...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka